Publicystyka KDM.pl Publicystyka KDM.pl
 
 Publicystyka KDM.pl

VII Festiwal Muzyki Chrześcijańskiej Song of Songs 2004 w Toruniu
Ikah, 25-26.06.2004, Toruń

Jechałam na Song of Songs z myślą, że koncert hip-hop'owy to jakoś przetrzymam, może pójdę coś zjeść... Jednak na przedpołudniowym spotkaniu z redakcją magazynu Ruah, tyle było o hip-hop'ie, że kolacje przełożyłam na później. "Blisko 90% młodych ludzi słucha dziś hip-hop'u" - mówił Maciek na spotkaniu. Jeśli tak, to fakt, że w Polsce powstają pierwsze grupy grające ten rodzaj muzyki to błogosławieństwo...


Nie w sosie? To na SoS...

Na dni kilka przed całą imprezą, mój udział w tegorocznym "songu" wysiał na przysłowiowym włosku. Deklarująca wyjazd, dość liczna ekipa powoli acz systematycznie się wykruszała. Przeciwności losowe znane bardziej pod nazwą np. egzaminów na studia (bądź dobrej myśli Mazi!) niemiłosiernie dziesiątkowały mój team'ek... Aż zostałam sama. Jak to jednak czasami dziwnie bywa, tak to Pan poprowadził, że dosłownie na tydzień przed "SoS'em" zadzwoniłam do koleżanki, czy by się do Torunia na Tymusia nie przejechała... I pełny spontan, ale wyszło. No to jedziemy! Chwała Panu!!!

Scena u Kopernika

Dobrze się stało, że Song of Songs odbywa się w Toruniu. Bynajmniej nie dlatego, że wyjątkowo lubię nocne podróże pociągiem (jestem z Wadowic!). Toruń to piękne miejsce. Ciekawie rysuje się na płaszczyźnie wydarzeń historycznych - miasto pokojów. Jest na tyle duży, że na dworzec PKP znajdujący się po tej stronie najdłuższego mostu w Polsce, po której znajduje się właściwe prawie tylko dworzec PKP, można dojechać miejscowym autobusem. Most Piłsudzkiego robi wrażenie, tak jak i toruńska starówka. Sceny festiwalowe usytuowane zostały w ruinach krzyżackiego zamku nad samą Wisłą. Mówiąc ściślej to bawiliśmy się w fosie. Nie, no nie było wody. Gdyby nie fakt, że miejsce, w którym znajdowała się mała scena na co dzień jest "wyprowadzalnią psów", to luz. Ale chyba nie wszyscy zauważyli. Mniejsza o to.

Festiwal od kuchni

Całe zaplecze Song of Songs stanowiła ulica Podmurna. Jest rzeczywiście "podmurna" - bardzo wąska, ale na tyle długa, że zmieścił się również festyn z okazji święta piernika. Na Podmurnej było biuro festiwalowe, tam odbywała się konferencja prasowa, tam ciszy i skupienia szukali dziennikarze chcący o festiwalu pisać/mówić na świeżo. Na Song of Songs zjechała cała masa przedstawicieli mediów. Był Klub Dobrej Muzyki, Ruah, Tan Radio, Bosko.pl, Mateusz, były studenckie rozgłośnie radiowe, niezależna prasa i telewizyjna dwójka. Przez czas trwania festiwalu dla tych, których dopadły wspominane przeciwności losowe, zorganizowana była transmisja internetowa na żywo.

Mała scena & czad

Konkurs małej sceny został w tym roku przywrócony do życia. Było o co walczyć - nagroda to sfinansowanie przez organizatorów zarejestrowania profesjonalnego teledysku. Taki klip może być przepustką do wyskoczenia z podziemi na margines sceny muzycznej w Polsce, bo nie ukrywajmy muzyka z przesłaniem chrześcijańskim jest ciągle wielką alternatywą. Czy to dobrze czy źle - to już innym razem. Wracając do Torunia... Do konkursu zgłosiło się kilkadziesiąt zespołów. Spośród wszystkich wybrano sześć. Co ciekawe, kolejność występowania debiutujących formacji ustalała publiczność, a właściwie jej interaktywna część. W pierwszy dzień największego w Europie Środkowej festiwalu muzyków chrześcijan na małej scenie zaprezentowały się zespoły: Bez końca, Miasto, Krzyk, Gethsemane, Duch i Czerwone światło dla halucynacji. Każdy z nich miał swoje atuty. Dla mnie główny atut tego ostatniego to nazwa - kapitalna! Jury klasycznie obradowało bardzo burzliwie. Zespół Bez końca, mimo iż technicznie profesjonalnie nie wzbudził większego zainteresowania, zespół Miasto, który to ostatecznie zwyciężył, porwał momentalnie publiczność do zabawy i miał z nią rewelacyjny kontakt. Na uwagę zasługiwała kapela Gethsemane i to ona był głównym konkurentem Miasta. Na Duchu i Czerwonym... publika łapała drugi oddech. Werdykt jury ogłosiło tego samego dnia, wieczorem, już na dużej scenie. Zwycięzcom szczerze gratuluję i wszyscy czekamy na teledysk. Po zakończeniu przeglądu debiutów prowadzący poprosił coraz liczniejszą publiczność o przeniesienie się pod dużą scenę. Wieczorem zagrały trzy formacje: goście zagraniczni - Tesaurus z Białorusi, grupa Anastasis oraz 2Tm2,3. Gotycka kapelka ze wschodu mnie osobiście nie zachwyciła. Nie podobały mi się stroje... Rzecz gustu. Anastasis zagrał bardzo dobrze, bisował z kawałkiem "Przewodzę prąd". Fenomenalny był moment, kiedy ze sceny padło hasło: "Klękamy". Kilka osób uklękło... "Zróbcie to dla Jezusa"... Ugięły się następne kolana... Przypomniało mi się: "Przed Nim ugnie się każde kolano". Mocne... Po Anastasis dość długo instalował się Tymek. Ktoś wtedy zapytał: "Który to Budzy...?", "Budzego nie ma na scenie..." brzmiała odpowiedź. A jednak... Przychodzą nowe osoby. Song of Songs mimo opinii wielu osób rozwija się i przyciąga coraz liczniejszą publiczność. Tymoteusz pokazał się z najlepszej strony. Zwłaszcza końcówka, zdominowana przez Darka Malejonka i reggae... Pewien niedosyt po koncercie 2Tm2,3 jednak pozostał. Mianowicie, to jedyny zespół, który na scenie prawie nic nie mówi. Nie ma ani jednego zdania świadectwa, dialogu... Może kiedyś było inaczej. Nasuwa się myśl - "zgwiaździeli"?. Szkoda, bo było by jeszcze piękniej.

Hip-hop'owa rew[o]el[u]acja

Jechałam na Song of Songs z myślą, że koncert hip-hop'owy to jakoś przetrzymam, może pójdę coś zjeść... Jednak na przedpołudniowym spotkaniu z redakcją magazynu Ruah, tyle było o hip-hop'ie, że kolacje przełożyłam na później. "Blisko 90% młodych ludzi słucha dziś hip-hop'u" - mówił Maciek na spotkaniu. Jeśli tak, to fakt, że w Polsce powstają pierwsze grupy grające ten rodzaj muzyki to błogosławieństwo. Na deskach "sosowej" sceny rapowały dwie kapelki - Żołnierze Pana i Full Power Spirit. Tej drugiej towarzyszył Pryk. Szesnastolatek - w co trudno uwierzyć - z "adapterem w gębie" specjalizuje się w bit-box'ie. Dla mnie jest to pewien przełom. Pierwszy raz widziałam sytuację, żeby do muzy z bitami bawili się ludzie w glanach. Prawdopodobnie nie było by to możliwe na imprezie świeckiej. Jednak nie wszyscy zareagowali. Był właściwie jeden moment, podobny do tego z pierwszego dnia... Ze sceny padło: "Podnieście ręce!"... Gdzie ja tam będę podnosić ręce, ja nie słucham hip-hop'u, nie będę niczym machać... "Podnieście je dla Chrystusa". Podniosłam ja, dreadman obok, wszyscy podnieśli. Niemniej jednak mimo, iż dała się zauważyć pewna grupa osób zainteresowana właśnie tą, a nie inną częścią programu, to nie wydaje mi się w najbliższym czasie prawdopodobne, aby hip-hop zdominował koncerty, festiwale itp. Polska publiczność ma rock'n'roll w genach. Zdecydowana większość ludzi przychodzących na koncerty to fani rock'a, punk'a czy reggae. Imprezy hip-hop'owe albo przejdą metamorfozę, albo nigdy nie będę takie medialne i głośne. I ma to też swój urok...

Gwoździe Songa

Tegoroczny festiwal był w interesujący sposób rozplanowany. Nie było chaosu. Najbardziej oczekiwani goście mięli wystąpić w części "Song of Zion", później w części rejestrowanej przez telewizję i na koniec finał należeć miał do TGD. Dość płynnie następowały jeden po drugim punkty programu. Jako pierwszy wystąpił Charles de Plicque - pastor i misjonarz z Finlandii. Charles został bardzo ciepło przyjęty, towarzyszył mu chór TGD. Później na deskach toruńskiej dużej sceny zagrały rodzime, dobrze znane formacje: Chili My oraz Viola Brzezińska z New Day. Na koniec części "Song of Zion" wystąpił kolejny gość z zagranicy, reggae'owy zespół Spear Hit. Francuzi wywołali ogólne zainteresowanie już dzień wcześniej, gdyż jako jedni z nielicznych artystów przyszli zobaczyć, a nawet pobawić się na koncert debiutów. Styl Spear Hit to mieszanka reggae i rapu z domieszką elektroniki. Ich koncert został nieco skrócony, gdyż szykowała się już telewizja, a tu nie mogło być poślizgów. Po rejestrowanej części koncertu odbyło się nabożeństwo ekumeniczne, któremu przewodniczyli rzymsko-katolicki ksiądz, pastor kościoła ewangelicko-augsburskiego i przedstawiciele prawosławia. W nabożeństwie uczestniczyła cała zebrana publiczność. Można było wyczuć pewne zmęczenie, a tym samym nieco mniejsze skupienie wśród ludzi, jednak modlitwa była krótka, treściwa - zwłaszcza modlitwa wiernych w różnych językach i nie ukrywajmy, miała wyjątkowy charakter. Przewodniczący duchowni i prowadzący festiwal zwracali uwagę na to, czym jest ekumenizm i wyjaśniali drogę do zjednoczenia jaką jest muzyka - "Muzyka zawsze była ponad podziałami, jeśli tylko jest szczera i płynie prosto z serca". Podsumowaniem festiwalu był występ Trzeciej Godziny Dnia, prezentujący ich najnowszą płytę.

Re-Trans-Misja

Osobny akapit mojej relacji, czy bardziej "wspomnień słuchacza wyzwolonego" z festiwalu, poświęcam na omówienie udziału w Song of Songs telewizji. "Co roku mamy dylemat czy zapraszać telewizję, ale zawsze przed festiwalem ludzie piszą, dzwonią i proszą - zapraszajcie, bo nie mogę być w Toruniu a tak chociaż zobaczę transmisje..." Dlaczego dylemat? Cóż, telewizja to taka instytucja, która w organizacji imprezy jaką jest Song of Songs wiele komplikuje. Trzeba się nastawić odpowiednio, w zasadzie poświęcić cześć koncertów tylko dla tego medium. Daje się zauważyć pewne skrępowanie, czy to wśród artystów, organizatorów, czy nawet wśród publiczności. Gorsza jest wtedy zabawa, zdecydowanie mniej spontaniczna. Ale fakt jest faktem - dla festiwalu pokazanie chociaż fragmentu koncertu w telewizji jest świetną reklamą. Dla osób, które nie mogły dojechać, jest jedyną możliwością sprawdzenia co się tam działo. Tegoroczna retransmisja, którą miałam przyjemność oglądać wczoraj, moim skromnym zdaniem nie oddała w sposób rzeczywisty atmosfery "songa", ale prawda jest taka, że przynajmniej moi rodzice mogli zobaczyć po co się dwa dni "szlajałam" po Polsce :)

Widoki na przyszłość

Cały długi rok jest na zebranie wniosków z siódmej edycji Song of Songs. Długi na tyle, by tegoroczne doświadczenia mogły dojrzeć i wywrzeć na ósmy "SoS" pozytywny nacisk. Znawcy toruńskiej imprezy mówią o odrodzeniu, o tym, że pomysł przywrócenia małej sceny jest strzałem w dziesiątkę. Swoją drogą ciekawe, który z debiutów za rok zagra na dużej scenie? Organizatorom sugerowałam bym zainwestowanie w nowości (Tymek, Tymek... nagrywajcie tą płytkę!), uczestnikom tylko jedno: jeśli szukacie koncertów z przesłaniem, w profesjonalnym wydaniu - przyjeżdżajcie do Torunia, zapewniam - lux zabawa.


zobacz zdjęcia

Jesteś   gościem w Publicystyce KDM.pl  /od 16.12.2004/  [administracja]

MaziThomasso Publicystyka KDM.pl Valid XHTML 1.0! Valid CSS!  (c) KDM