|
Joanne Hogg - głos zespołu Iona
rozmawiał Przemek Siczek, Song Of Songs 2001 Lubię, kiedy ludziom podoba się moja muzyka, dobrze się bawią, ale jeśli odchodzą i czują, że coś zmieniło się w ich życiu - to to jest właśnie to, co rusza mnie najbardziej. Ktoś kiedyś napisał do nas list: "Byłem na skraju odebrania sobie życia, ale usłyszałem piosenkę, słuchałem, jak ją śpiewasz i Bóg przemówił do mnie, wybawił mnie i uratował mi życie." To jest warte więcej niż miliony sprzedanych płyt. Psi: Oto Joanne Hogg. Joanne: Cześć, Przemku! Psi: Joanne, to Twój pierwszy raz w Polsce. Joanne: Tak, to prawda. Psi: Czy miałaś jakieś oczekiwania, co do tego kraju przed Swoim przyjazdem? Joanne: Wiesz, oczekiwałam, że ludzie będą bardzo entuzjastycznie nastawieni do muzyki. Oczekiwałam też ciepłej atmosfery i ciepłego przyjęcia. I właśnie tak było. Spodziewałam się także, że będzie gorąco. Dlatego też nie przywiozłam żadncyh ciepłych ubrań. Tak więc zmarzłam. Poszłam do sklepu dziś popołudniu, żeby kupić skarpetki i może jeszcze sweter, ale sklep zamykali już o trzeciej - w sobotę! Psi: To nie jest dla Ciebie normalne? Joanne: To niezwykłe w Irlandii. W sobotę robi się najwięcej zakupów. W dużych miastach sklepy otwarte są do szóstej i jest w nich wielki ruch. Psi: Toruń nie jest za dużym miastem. Joanne: Ale jest dość duży. Nawet w małych miastach w Irlandii sklepy otwarte są do szóstej. Tutaj musiałam chodzić bardzo szybko, żeby zdążyć ze znalezieniem skarpetek. Psi: Pomimo zimnej pogody miałaś dziś, powiedziałbym, genialny głos. Joanne: Dziękuję. Psi: Słuchałem Waszych pierwszych nagrań z 1990 i tam brzmiał tak samo. Nawet miałem takie podejrzenie, że dziś graliście z playbacku. Wszystko było na żywo? Joanne: Dziś? Psi: Tak. Joanne: Oczywiście! Psi: Niewiarygodne! Joanne: Nigdy będąc na scenie nie udawałam, że śpiewam. Psi: Nie mogłem w to uwierzyć, bo wszystko brzmiało idealnie w ten sam sposób. Joanne: Jak na albumie? Psi: Tak. Joanne: No i powinno. To ten sam głos. Psi: Rzadko się zdarza, żeby ktoś miał taki sam głos po upływie 10 lat. Tak świeży, tak młody. Joanne: Kiedy słucham pierwszego albumu, według mnie mój głos brzmi inaczej niż obecnie. Teraz jest lepszy niż dziesięć lat temu. Dziesięć lat temu bardzo mało śpiewałam, bo studiowałam, żeby zostać lekarzem. Dziesięć lat temu byłam bardzo młoda, niedoświadczona i mój głos był również niewyćwiczony i niedoświadczony. Jednak także wtedy był tam entuzjazm i pasja. Kiedy słucham pierwszego albumu, to słyszę, że próbuję śpiewać. Teraz śpiewanie przychodzi mi znacznie łatwiej. Myślę, że głos dojrzewa. To tak jak z graniem na jakimkolwiek innym instrumencie - sposób gry dojrzewa. Lepiej się ten instrument poznaje. Psi: Powróćmy do genezy Twojego powołania. Mówiłaś, że rzuciłaś studia medyczne. Joanne: Ukończyłam te studia. Psi: Ukończyłaś? Joanne: Tak. Przepracowałam rok jako lekarz. Psi: Aha, OK. Joanne: Pod koniec tego roku pracy zachorowałam na chorobę, która zaatakowała moje serce i nie pracowałam przez sześć miesięcy. Przez ten czas dużo myślałam, o co chodzi w moim życiu i co powinnam robić. Pod koniec czasu choroby usłyszałam o Ionie. Pierwsi członkowie zespołu spytali mnie, czy będę z nimi śpiewać. Zastanawiałam się, czy to ścieżka dla mnie, czy właśnie tego chce dla mnie Bóg... Psi: Jak Cię znaleźli? Joanne: Kilka lat wcześniej nagrywałam trochę dla Adriana Snella. Wtedy grali też dla niego Dave Bainbridge i David Fitzgerald (pierwsi członkowie Iony - przyp. red.). Tak ich poznałam. Zagraliśmy z Adrianem kilka koncertów. Nie miałam z nimi potem kontaktu przez trzy lata - byłam na uniwersytecie. Trzy lata później zadzwonił do mnie David Fitzgerald. Opowiedział mi o Ionie - o ich przekazie, ich muzyce, ich inspiracjach. Powiedział, że czują, że jeśli zespół ma istnieć, to potrzebuje on głosu. Powiedział: "Zapamiętaliśmy Twój głos i czujemy, że to ten właściwy. Poza tym piszesz piosenki, grasz na klawiszach." Kiedy to usłyszałam, zaczęłam sie zastanawiać, czy to rzeczywiście dla mnie. Ten zespół gra przecież muzykę instrumentalną, a ja śpiewam... Z początku nie byłam pewna. Przez pewien czas się modliłam. Psi: Czy Bóg dał Ci pewność? Joanne: Ostatecznie pierwszą rzeczą, która się wydarzyła... Zaczęłam mieć uczucie, że chociaż nie czuję do końca, że właśnie to powinnam robić, bo napisałam trochę zupełnie innych piosenek, to mam przeczucie, że to jest to miejsce przygotowane dla mnie przez Boga. Potem wyjechałam z mężem na wakacje do Ameryki. Podróżowaliśmy. Kiedy wróciłam do domu, zastałam tam pocztówkę z Iony (Iona to irlandzka wyspa - przyp. red.) od Davida Fitzgeralda. Patrzyłam na tę kartkę z małymi zdjęciami wyspy. Tylko postawiłam swoje bagaże na podłodze. Byłem zmęczona lotem i poszłam spać. śniło mi się, że jestem na tej wyspie. To był jeden z tych snów, które są niezwykle żywe. Widzi się dokładnie kolory, czuje się, jakby się tam było. W tym śnie czułam, że latam nad tą wyspą i spoglądam w dół na morsko-zielony kawałek ziemi otoczony wodą. Zaraz nad wyspą unosiła się chmura, mgła. Zaczęła opadać i ujrzałam krzyż, kamienny krzyż celtycki na wzgórzu. Kiedy się obudziłam, podeszłam prosto do pianina i zaczęłam grać i śpiewać - tak powstała pierwsza piosenka dla Iony. Jest na pierwszym albumie. Napisałam ją w dziesięć minut. Zaczęłam myśleć: "Dobra, to pierwsza piosenka dla Iony. I będę pisać dla Iony, bo odnalazłam w tym Bożego Ducha." On dał mi doświadczyć bycia na Ionie i to było jak pierwsza iskierka, która rozpaliła płomień. Tak zaczęła się moja podróż. Psi: Zaczęłaś zmieniać zawód? Joanne: Ponieważ wtedy jeszcze zdrowiałam, nie pracowałam. Pomyślałam, że przez jakiś czas nie wrócę do pracy pełnoetatowego lekarza. Będę zajmować się tylko trochę medycyną i pójdę tą muzyczną drogą. W kolejnym roku Bóg potwierdził, że to była moja ścieżka, a medycyna została za mną. Psi: Słyszeliśmy, że wszyscy jesteście zaangażowani w wiele projektów. Czy mogłabyś wymienić kilka z nich? Joanne: Ja? Cóż, ja angażuję się głównie w Ionę. Zrobiłam projekt solowy - to był jeden skok w bok. Psi: Czyli wydałaś solową płytę? Joanne: Owszem. Tak naprawdę zrobiłam to dla ojca. Inni też mają swoje solowe albumy. Ja w zeszłym roku brałam udział w pewnym przedsięwzięciu z Maire Brennan (z zespołu Clannad - przyp. red.) i amerykańską wokalistką Margaret Becker. Psi: Margaret Becker! Ona jest zupełnie inna od Ciebie i Maire. Joanne: Tak. Razem nagrałyśmy album z irlandzkimi pieśniami. To było wspaniałe. David także nagrywał inne rzeczy z Dave'em Fitzgeraldem, Troy ma solowy album, Frank pracował z wieloma innymi muzykami. Psi: Nie gracie zbyt wielu koncertów. Joanne: Powodem tego jest to, że jestem mamą. Psi: Po dziesięciu latach małżeństwa? Joanne: Po szesnastu! Psi: Szesnastu?! Joanne: Za tydzień mamy siedemnastą rocznicą. Długo czekałam, by zostać matką. To moja obecna praca. Nie mogę wyjeżdżać i grać wielu koncertów. Psi: Czyli nie jest to dla Was normalne? Joanne: Teraz gramy dwa, trzy koncerty w jednym kraju i potem wracam do domu i zostaję tam przez miesiąc przed jakimkolwiek kolejnym wyjazdem. Psi: To zupełnie inaczej, niż trzy lata temu, dwa lata temu... Joanne: Tak, wtedy robiliśmy trasy, ale teraz już ich nie będzie. Nie mówię, że nigdy. Ale nie wtym roku i nie w przyszłym. Nie mogłabym zostawić dziecka na tak długo. Trudne jest nawet kilka dni bez niego. Nie wspominając już o tygodniach. A nie zabrałabym małego dziecka w trasę. To zbyt stresującego, niedobre dla dzieci. Psi: Jak dziecko ma na imię? Joanne: Izaak. Psi: Izaak? To naturalnie biblijne odniesienie? Joanne: Tak. To imię, które Bóg dał mi przed jego narodzeniem. Psi: Czy jesteś charyzmatyczką? Joanne: Co to znaczy? Psi: Czy mocno akcentujesz w swoim życiu dary Ducha świętego? Joanne: Nie, nie kładę na nie wielkiego nacisku. Nie w tym sensie. Ale to jedno doświadczenie jest dla mnie bardzo wyjątkowe, ponieważ powiedziano mi, że z medycznego punktu widzenia nie mogę mieć dzieci. Przeszłam wiele badań - jestem lekarzem i jestem w stanie także sama to stwierdzić. Fizycznie - nie mogłam mieć dzieci. Ale wierzyłam... Psi: Czyli to był dla Ciebie cud? Joanne: Tak, to był cud dla wszystkich - dla lekarzy, dla mnie... Wierzyłam, a Bóg dał mi proroctwo dziesięć lat przed urodzeniem syna, że się narodzi. Psi: Otrzymałaś je dziesięć lat wcześniej? Joanne: Tak, dziesięć lat, pięc lat - więc uwierzyłam, że Bóg wzywa, bym miała wiarę. Niezwykłe rzeczy się wydarzyły. Słowa, które On miał dla mnie pochodziły zawsze od zupełnych nieznajomych, którzy nic o mnie nie wiedzieli. Psi: Jesteś członkiem jakiegoś kościoła? Joanne: Tak, mój mąż i ja regularnie chodzimy do kościoła w Irlandii. To całkiem tradycyjny kościół. Moja rodzina - rodzice, bracia, siostry, ich żony i mężowie - wszyscy są wierzący. Tak więc mamy niemal własny kościół w rodzinie. Dzielimy się dużo i modlimy. Wiem, że Bóg powiedział mi, bym nazwała syna Isaac. W czasie, gdy przechodziłam te różne badania, graliśmy koncert. Kobieta, która nigdy wcześniej nie słyszała naszej muzyki podeszła do nas po koncercie i powiedziała: "Nie słyszałam o tym zespole i nie znałam Waszej muzyki. Coś stało się ze mną, gdy słuchałam. Poczułam Bożą obecność i usłyszałam, jak On mówi do mnie. Dał mi wiadomość dla Joanne. Brzmi ona: Powiedz Joanne, by pamiętała o Abrahamie i Sarze." Moje serce zabiło bardzo mocno. Pomyślałam - to Izaak, to mój Izaak. Psi: To naprawdę zadziwiające. Joanne: Tak. A miesiąc później pojechałam do Gwatemali w Ameryce Południowej. Byłam tam dwa tygodnie. Miałam przeczucie, że coś się tam stanie. Nie wiedziałam co, ale myślałam: "Coś się stanie." Kobieta, która była tam misjonarką w dniu mojego wyjazdu powiedziała: "Bóg chce, żebym się za Ciebie pomodliła." Nie znała mnie jako wokalistki, nie znała mnie jako w ogóle nikogo. Wiedziała tylko, że poleceniem Boga dla niej było, by się za mnie pomodliła. Zaczęła się modlić i ujrzała obraz mnie śpiewającej. Spontanicznie położyła ręce na moim brzuchu i modliła się, by Bóg pobłogosławił nasze małżeństwo dzieckiem. Poczułam intensywne ciepło w brzuchu. Zaczęłam płakać. Powiedziałam jej: "Mówiono mi, że to, o co się dla mnie modlisz jest niemożliwe." Odparła: "Dla mnie nie stanowi to problemu, a dla Ciebie?" Odpowiedziałam: "Nie, bo wierzę." Po powrocie do domu zaczęłam opowiadać ludziom o tym, co mi się przytrafiło. Mówili: "Biedna Joanne, nie potrafi przyjąć prawdy." Kilka miesięcy później dostałam e-maila od tej kobiety z Ameryki Południowej. Napisała: "Wciąż się za Ciebie modlę. Dziś Pan do mnie przemówił. Powiedział, że będziesz miała syna." Trzy miesiące później począł się Izaak. Psi: Niewiarygodne! Joanne: Uwielbiam opowiadać tę historię. Codziennie teraz patrzę na to dziecko i mówię: "Boże, jesteś cudowny. Znasz moje serce w najdrobniejszych szczegółach. Wysłuchałeś moich modlitw." A imię Izaak - było taką tajemnicą między Bogiem a mną. Nikt inny nie wiedział - nawet mój mąż. Nie mówiłam mu wcześniej. Psi: Wybacz, że ośmielam się pytać - w jakim byłaś wieku, gdy począł się Izaak? Joanne: Miałam trzydzieści osiem lat. Psi: To sporo, jak na bycie matką. Joanne: Po szesnastu latach małżeństwa. Psi: To rzeczywiście niezwykła historia. Joanne: Może będzie ich więcej? (śmiech) Psi: Czy Twoje życie duchowe jest teraz bardzo obfite? Joanne: Czuję radość każdego dnia. To zadziwiające. Czuję taką radość w muzyce, gdy śpiewam. Psi: Czym jest dla Ciebie śpiewanie? Czy to misja, czy po prostu zawód? Joanne: Ono nigdy nie było sposobem na zrobienie kariery. Kiedy byłam małą dziewczynką, modliłam się kiedyś w pewnym kościele: "Boże, daj mi znak, jeśli chcesz, bym leczyła ludzi. Czy sprawisz, że słońce zaświeci przez chmury jako znak dla mnie?" To był bardzo pochmurny dzień. Miałam wtedy tylko dwanaście lat. Gdy wyszłam z kościoła, przystanęłam, a słońce wyszło zza chmur. Sądziłam, że Bóg dał mi znak i chce, bym była lekarzem. Nigdy nie myślałam o niczym innym. Myślałam - będę lekarzem. Jakiś czas później czytałam Biblię i natrafiłam na fragment w Księdze Samuela (1 Sm 16,14-23 - przyp. red.), który opisuje, jak król Saul był dręczony przez złego ducha. Wysłał on ludzi, by znaleźli i przyprowadzili do niego muzyka. Jego zadaniem było granie, gdy zły duch nawiedzał Saula (tym muzykiem był Dawid - przyp. red.). To przynosiło uzdrowienie, wybawienie, wolność. Spojrzałam na ten fragment i pomyślałam: "To jest leczenie! To jest posłanie! O to chodzi w muzyce!" To nie jest coś, czego można się nauczyć. Wszystko, co robię, to próbuję śpiewać, grać, pisać muzykę i proszę Boga każdego dnia: "Jezu, prowadź mnie, tchnij życie w tę muzykę." Bo bez Boga to nie muzyka, tylko hałas. Nigdy nie zajmowałam się dostarczaniem ludziom rozrywki. Mam nadzieję, że otrzymują więcej, niż tylko rozrywkę. Nie mówię, że rozrywka to coś złego. Lubię, kiedy ludziom podoba się moja muzyka, dobrze się bawią, ale jeśli odchodzą i czują, że coś zmieniło się w ich życiu - to to jest właśnie to, co rusza mnie najbardziej. Ktoś kiedyś napisał do nas list: "Byłem na skraju odebrania sobie życia, ale usłyszałem piosenkę, słuchałem, jak ją śpiewasz i Bóg przemówił do mnie, wybawił mnie i uratował mi życie." To jest warte więcej niż miliony sprzedanych płyt. Psi: Z pewnością. Życie jest bezcenne. Joanne: Właśnie dlatego nie jestem ambitna. Nie jesteśmy zespołem, która ma ambicje zostania sławnym, sprzedania mnóstwa płyt. Kochamy się nawzajem, kochamy muzykę, kochamy grać. Jeśli Bóg wybrał nas, byśmy błogosławili ludzi przez swoją muzykę, to o to w tym wszystkim chodzi. Modlę się, by tak się działo. Psi: Jeśli mógłbym się podzielić czymś z Tobą jako regularny słuchacz Waszej muzyki. Jest coś takiego w muzyce jak duchowa wrażliwość. Niektórzy wykonawcy, choćby na tym festiwalu, byli duchowi. Nie muszą śpiewać głośno, ekspresyjnie, ale dotykają serc. Piotr na przykład widział ludzi płaczących na koncercie hip-hopowym. Po niektórych znacznie dłuższych koncertach ludzie po prostu krzyczeli, nie byli poruszeni. Czuje się to na przykład w muzyce Vineyard - coś od niej iskrzy, promieniuje - jakby dotyk Boga. Chciałbym powiedzieć, że to samo czuć w Waszej muzyce. Zupełnie inaczej ma się sprawa, gdy słychać jedynie "cymbał brzmiący", a nie coś poruszającego serce. Joanne: Biblia mówi, że jeśli miłości byś nie miał, byłbyś jak miedź brzęcząca, cymbał brzmiący, wszystkie te epitety. Jeśli moje serce jest twarde i nie ma w nim miłości, przede wszystkim do Boga, potem dla bliźnich, to ja tylko hałasuję. To może być ładny hałas, ale jednak... Wiesz, to trudno opisać słowami, co czuję, gdy daję śpiewając. Modlę się, by to nie było odbierane jako występ. Nie jestem wykonawcą. Po prostu czuję, że chcę wielbić Boga. Ja uwielbiam Boga, a Ci ludzie patrzą. Oczywiście nie mogę ich ignorować i zatracić siebie, musi być pewna duchowa więź z ludźmi. Obraz, którym podzieliła się ze mną tamta kobieta z Ameryki Południowej... Opisywała, że widzi mnie śpiewająca w całkiem delikatny sposób, ale widzi coś jakby strzały, świetliste pioruny niszczące kajdany, łańcuchy wiążace ludzi. To taka obrazowa reprezentacja tego, co dzieje się na płaszczyźnie ducha. Niektórzy słuchacze nie są wolni - z rozmaitych powodów. Są jakby związani. Dzięki temu, co dzieje się przez doświadczanie muzyki, mogą zostać uwolnieni. |